Będąc
tam nikt nie zaprzeczał, że będzie trudno. Żaden także człowiek
nie krzyczał za mną „Merle!Cholera, weź się zatrzymaj! To
jakieś szaleństwo...”. Byłam pozostawiona sama sobie. Niby
empiryzm wywoływał na mnie większą domenę świadomości lecz jak
zobaczyłam to, czego żaden człowiek na Ziemi nie byłby w stanie
sobie wyobrazić – uwierzyłam.
Uwierzyłam,
że nic nie jest takie na jakie pozornie wygląda. Nikt nie jest w
stanie sprawić, że poczujemy się do końca szczęśliwy, a każdy
początek prędzej czy później doczeka się swojego zakończenia.
Nie możemy przewidzieć swojego losu, a co najważniejsze – nikt
nie jest jego panem, co dla nie których może się wydać
absurdalne.
W
poszukiwaniu własnego „ja” zaszłam do starej, pomarszczonej
kurtyny, która miała prawo przeżyć swoje drugie życie. Mój
finalizm nie był zbyt skomplikowany, lecz egocentryczny i
wspominkowy.Teraz
nadszedł czas, by ofiarować mu drugie życie. Podkreślić to co
jest nieznane i zaszczepić odrobinę miłości w ludziach, którzy
całkowicie zatracili się w magii XXI wieku...